Kategorie
Libertarianizm

Dopalacz czy muchomorek

W ramach odwracania uwagi od rzeczy istotnych, które dotyczą każdego z nas, czyli ograbiania nas z ciężko zarobionych pieniędzy – poprzez podatki i zaciąganie w naszym imieniu długów, które także podatkami sfinansujemy, rząd i samorządy ruszyły na wojnę z dopalaczami. Oczywiście podchwyciły to media, bo to łatwiejszy temat niż licznik długu Balcerowicza.

Rząd pokazuje, że działa, a gawiedź się cieszy. Strażnicy i policjanci stoją pod sklepami z dopalaczami i legitymują. Urzędnicy kombinują jakby tu nękać legalne, póki co, biznesy – okazuje się, że biznes może być legalny, ale jak się urzędnik uprze, to zawsze paragraf znajdzie. Albo będzie próbował, a arsenał środków ma spory, od uciążliwych kontroli po poważniejsze narzędzia.

Dziś w nocy, dzielny rząd z premierem Tuskiem na czele zebrał się i uchwalił zakaz, który za dnia wykonali policjanci i inspektorzy sanitarni. Bo dla dopalaczy nie ma miejsc wśród „liberałów”. Wojna została wypowiedziana i dopalacze znikną z rynku, a wszystko w trosce o dzieci i młodzież. No i dorosłych, ale dla liberalnego rządu dorośli to takie same dzieci, tyle że muszą dodatkowo pracować na rządzących nimi.

Chciałem zauważyć, że dopalacze na rynku funkcjonują już od dłuższego czasu i jakoś nie słyszałem ludziach masowo po nich umierających. Dopiero teraz, na jakiś medialny rozkaz, zaczęły pojawiać się śmiertelne ofiary. Natomiast znam jedną powszechnie dostępną organiczną substancję, która mogą kupować nawet najmłodsze dzieci, a która dostarczyła mediom ostatnio równie dużo tematów, jeśli chodzi o zatrucia i umieranie – chodzi o grzyby. Oczywiście o grzyby trujące, które rocznie około tysiąca ludzi myli z grzybami jadalnymi i zamiast pysznej uczty serwuje sobie poważne problemy zdrowotne. Te same powszechnie dostępne grzyby, które, o zgrozo, rosną sobie po lasach i odpowiedzialne są za około 60 śmiertelnych ofiar rocznie, w tym 1/3 z nich do dzieci! Jak na razie, szybkie przeszukanie sieci wskazuje, że pierwsza domniemana ofiara dopalaczy w Polsce została wytypowania w marcu tego roku, a od tego czasu podejrzanych było zaledwie kilka przypadków, w tym ten ostatni, który najwyraźniej używany jest jako przykład wspierający dzielną akcję rządu, choć lekarz sądowy jeszcze chyba nie zdecydował co do przyczyny śmierci w tym wypadku (i, jak się okazało, nie były to dopalacze). Dopalacza mogą pomarzyć sobie o takiej śmiertelnej skuteczności, jaką serwują nam powszechnie dostępne grzyby.

Niemniej jednak, rząd PO nie zwołał nocnego posiedzenia, aby rozwiązać problemu morderczych grzybów, które pochłaniają przecież kilkadziesiąt razy więcej ofiar rocznie, niż dopalacze w czasie całej swojej kariery w Polsce. Nie mamy ogólnopolskiego zakazu zbierania grzybów. Oddziały prewencji nie robią nalotów na targowiska, aby wyłapywać babcie grzybodilerki. Nikt nie troszczy się o biedne dzieci, które umierają po spożyciu tych niebezpiecznych substancji w kształcie kapelusza. Premier nie deklaruje, że nikt już od grzybów nie ginie.

Może to dlatego, że dopalacze robią niezdrową konkurencję poważnym narkotykom? Może ci, którzy zarabiają na tym fortuny, zdecydowali, że coś należy z tym zrobić i pociągnęli za odpowiednie sznurki? I politycy skorzystają, pokazując jak się o nasz troszczą, a mafia narkotykowa ucieszy się, że dzieci wrócą do prawdziwych narkotyków, a nie jakichś tam organicznych śmieci ze smartszopów.