Ze dwa dni temu media obiegła sensacyjna wiadomość – ktoś sobie „wydrukował” broń palną. Chodziło, oczywiście, o metodą druku 3D, czyli tworzenie trójwymiarowych obiektów na podstawie elektronicznego opisu ich wyglądu (wymiarów). Wiadomość dotarła także do mediów głównego nurtu, co oznacza, że totalniacy naprawdę się zaniepokoili. Bo jakby to było, gdyby ktoś tak sobie mógł wyprodukować broń na żądanie, nie pytając o pozwolenie, a inwestując zaledwie w komputer i coraz tańszą drukarkę 3D? Takiej wolności nie można przecież ludziom dać, no nie?
Trochę poczytałem i okazało się, że wiadomość aż tak sensacyjna nie była. Bo wcale nie wydrukowano kompletnej broni, ale zaledwie (albo aż) część zwaną lower receiver karabinu AR-15. W przypadku jet broni jest to ta część, na którą składa się uchwyt, slot na magazynek, osłona spustu, a mieści się w niej mechanizm spustowy z bezpiecznikiem. Po dołączeniu reszty, czyli faktycznego mechanizmu spustowego, upper receivera – w którym znajduje się zamek, dodanie lufy i reszty elementów, spowodowało, że rzeczywiście skompletowano całą broń. Która, jak wykazały testy, zafunkcjonowała, choć jedynie w konfiguracji o małym kalibrze bocznego zapłonu .22LR, i wystrzeliła bezproblemowo 200 pocisków.
Skąd więc taka afera? Ano stąd, że według amerykańskiego prawa, za broń uważa się jedynie tę część, która jest opatrzona numerem seryjnym. W przypadku pistoletów jest to szkielet, a w przypadku karabinu AR-15 jest to właśnie lower receiver. Prawo reguluje posiadanie czy też handel takimi numerowanymi częściami, choć ponoć pozwala też wykonać je samodzielnie, co jednak jest poza zasięgiem przeciętnego śmiertelnika. Pozostałe elementy składowe nie są w rozumieniu prawa bronią, więc można je posiadać, handlować, kolekcjonować. Jeśli wykonamy samodzielnie ten istotny element, to już nic nie stoi na przeszkodzie, aby skompletować sobie całą broń. A przecież jeszcze prościej powierzyć wykonanie tej istotnej części sterowanej komputerowo maszynie – nie wymaga to specjalnych umiejętności.
Strach padł na zamordystów całkiem słusznie, bo po raz kolejny technika staje na przeszkodzie ograniczaniu wolności. Na razie drukarki 3D tworzą rzeczy głównie z termoformowalnego plastiku, z którego prawdziwej broni zrobić się nie da, ale z biegiem czasu powstaną maszyny zdolne do drukowania przedmiotów z trwalszych materiałów – ceramiki czy metali. Wtedy wytworzenie broni będzie jedynie kwestią ściągnięcia odpowiednich plików i uruchomienia maszyny.
Coś trzeba będzie z tym zrobić. Jakieś restrykcje w dostępnie do planów? Może maszyny łączące się z centralnym serwerem? A może drukarki 3D za pozwoleniem, tylko dla pupilków reżimu? Z pewnością coś tam wymyślą, ale i tak w końcu przegrają. Niech technika sprawi, że wolność zwycięży.