Kategorie
Libertarianizm

Europa dzika jak Ameryka?

W dyskusjach na temat dostępności broni palnej dla zwykłych obywateli, często przywołuje się przykład USA, gdzie zdarzają się masowe strzelaniny, nierzadko w szkołach, co ma rzekomo być efektem właśnie powszechnie dostępności broni. Europa, gdzie dostęp do broni palnej został dawno „ucywilizowany”, poprzez odebranie jej zwykłym obywatelom i ścisłą reglamentację dostępu dla uprzywilejowanych, wydaje się nie dostarczać nam często informacji o takich strasznych wydarzeniach, ani też żaden ambitny reżyser nie robi kariery na „dokumencie” na ten temat.

Tymczasem wyczytałem właśnie w artykule Johna R. Lotta, że Europa wcale nie wypada tak dobrze w tej kwestii – oto lista największych ostatnio publicznych strzelanin w szkołach (dotyczy segmentu szkół od przedszkola do szkoły średniej – K-12):

  1. Erfurt, Niemcy, 2002 – 18 zabitych
  2. Dunblane, Szkocja 1996 – 16 zabitych
  3. Winnenden, Niemcy – 15 zabitych
  4. Columbine, USA, 1992 – 13 zabitych
  5. Emsdetten, Germany – 11 zabitych

Kto chętny, może obejrzeć sobie stronę w Wikipedii poświęconą masowym morderstwom. Łatwo zauważyć, że USA nie jest tam jakoś szczególnie nad-reprezentowane i wypadki masowych strzelanin zdarzają się dość często także w tych krajach, także w tych, w których dostęp do broni palnej jest mocno reglamentowany. Warto choćby przytoczyć przypadek sprzed kilku dni – strzelaniny w miejscowości Cumbria, UK – gdzie 2 czerwca 2010 roku taksówkarz zastrzelił 12 osób, w tym kilka kompletnie przypadkowych, no i siebie.

A Zjednoczone Królestwo to przecież prawie wzorcowe państwo w zakresie ograniczania dostępu do broni palnej – całkowity zakaz prywatnego posiadania współczesnych pistoletów i rewolwerów, strzelby i karabiny dostępne są jedynie za pozwoleniem, a obrona własna nie jest uzasadnieniem do otrzymania takiego pozwolenia. Nawet broń sportowa objęta jest zakazem i sportowcy muszą ćwiczyć poza wyspą. Mimo tego, szaleniec otrzymał pozwolenie na broń, z której niedawno zamordował 12 osób. Żadne regulacje, poza fizyczną likwidacją broni palnej (co przecież nie jest możliwe, bo jak przedstawiciele państwa zmuszaliby nas do posłuszeństwa) nie uchronią nas przed tego typu przypadkowymi – wypadkami. Są one po prostu częścią życia, jak wiele tragicznych wydarzeń, a swoją szczególną ekspozycję zawdzięczają głównie medialnej atrakcyjności.

Autor artykułu zauważa też, że bardzo dużo przypadków masowych zabójstw przy użyciu broni palnej ma miejsce w strefach, które niezależnie od regulacji dotyczących posiadania broni, określane są jako strefy „wolne od broni”. Co niby ma być rezultatem chęci zapewnienia np. dzieciom i studentom bezpieczeństwa. No cóż, nie da się zapytać o opinię w tej sprawie 32 ofiar strzelaniny w Virginia Tech, w strefie wolnej od broni. Inne znane wydarzenie, masakra w Fort Hood tylko potwierdza tezę, że masowi mordercy bezpiecznie czują się w strefach bez broni – 13 osób przypłaciło życiem fakt, że w bazie wojskowej żołnierze – przecież wytrenowani w posługiwaniu się bronią – zostali pozbawieni prawa jej przenoszenia i dopiero spóźniona o 10 minut (i 13 ofiar) interwencja lokalnej policji zakończyła atak szaleńca.

Jeśli ktoś lubi sam dochodzić do wniosków, to może zastanowi się nad sytuacją opisaną w tym tekście i spróbuje sobie odpowiedzieć na zadane w nim pytania.

Fakty jednak nie zmieniają argumentacji przeciwników dostępu do broni, mimo że regulacje ani nie zapewniają nam bezpieczeństwa, ani też nie eliminują tego typu wypadków. Dziwi mnie też, dlaczego ci sami ludzie nie obracają się przeciwko instytucji US Post, bo nie na darmo właśnie pracownicy pocztowi sprawili, że do języka angielskiego weszło na stałe sformułowanie „going postal”, na określenie morderczego ataku szału.