Gdy używam terminu IP gestapo, to nie czynię tego jedynie, aby dopiec zwolennikom „własności” intelektualnej. Jestem przekonany, że jedyną skuteczną metodą obroty tego przestarzałego konceptu jest stworzenie policyjnych sił, które nie przebierając w środkach będą walczyć z tymi, które prawa autorskie naruszają, czyli praktycznie z każdym, kto ma jakieś bardziej zaawansowane urządzenie elektroniczne, o komputerach już nie wspominając.
Wiedzą o tym także w UK, ojczyźnie wielu totalitarnych pomysłów i rozwiązań. Dziś tematem dnia jest wiadomość, że właśnie tamtejszy rząd zabrał się potajemnie, a jakże, do tworzenie takiego IP gestapo. Chodzi o stworzenie urzędu/organizacji, które będzie mogła się dość swobodnie rozprawiać się z tymi, którzy naruszą prawa właścicieli praw autorskich. W grę wchodzi:
- swobodne (bez udziały prawodawców) tworzenie kar i rekompensat za naruszenie praw autorskich (ustanawianie kar więzienia, odcinanie od internetu, itp.);
- nadawanie właścicielom praw specjalnych uprawnień pozwalających na odnajdywanie naruszających ich prawa (zmuszanie dostawców internetu do ujawniania danych klientów, wprowadzania cenzury stron i serwisów, itp.);
- zmuszanie do współpracy wszystkich, którzy mogą mieć związek z ewentualnymi naruszeniami praw (przymuszanie dostawców do szpiegowania klientów i ich działalności w sieci, zmuszanie firm do zapewniania, że użytkownicy nie będą naruszać praw, tworzenia specjalnych milicji czuwających nad przestrzeganiem praw autorskich w sieci).
Jak to emocjonalnie podsumował Cory Doctorow: „Jest to wypowiedzenie wojny przez przemysł rozrywkowy i podległych im prawodawców wolności słowa, prywatności, wolności zgromadzeń, domniemania niewinności i konkurencji.”
Mnie to niespecjalnie szokuje, bo od dawna spodziewałem się, że będą tego próbować. Musi być trochę gorzej, aby potem zapanowała nam infoanarchia.