Istnieje w naszej (przynajmniej polskiej rzeczywistości) pojęcie zysku, który wynika z nie poniesienia straty i wydatku. Wymyślili to geniusze od łupienia poddanych podatników. Pokrótce polega to na opodatkowaniu wirtualnego „zysku”, gdy otrzymamy za darmo coś, za co powinniśmy w innej sytuacji zapłacić. Kiedyś była głośna prób sprawa opodatkowania Linuxa, gdy próbowany użytkowników tego systemu obarczyć podatkiem za brak kosztu w postaci licencji jakiegoś odpowiedniego produktu Microsoftu. Ta idea, zapisana ustawie, wciąż działa. Co gorsza, tę absurdalną konstrukcję podtrzymują sądy, ale czego oczekiwać po ludziach, którzy nie biorą odpowiedzialności za swoje decyzje? Okazało się, że jakiś sąd stwierdził, że pożyczka bez odsetek to zysk, który trzeba opodatkować.
Ja nie wiem, gdzie ci sędziowie się uczyli. Proponuję im przeanalizować następujący przypadek – mam 0 talarów, pożyczam 1000 talarów od znajomego bez procentów, oddaję mu za jakiś cza te 1000 talarów i znów mam 0. Gdzie jest ten zysk do opodatkowania? Oczywiście, nie mam też długu, ale wciąż nie widzę tutaj żadnego zysku…
Dobry komentarz z Onetu:
To pomału robi się chore! Dziewczyna jak idzie z facetem do łóżka to powinna potem wziąć pieniądze, bo jak tego nie zrobi to facet będzie miał zysk. Przecież w agencji za całą noc zapłacił by spore pieniądze, nieprawdaż?