Parę tygodni temu pisałem o zapędach Australii w cenzorowaniu internetu i czynionych tam stosownych planach. Tymczasem Wielka Brytannia, przodownik w wprowadzaniu w życie orwellowskich wizji, zabrała się do żwawo do roboty i przy udziale 6 największych dostawców internetu zaprowadziła internetową cenzurę. Oczywiście wszystko w trosce o dzieci, w walce z molestowaniem nieletnich i z dzieciecą pornografią. I jak się szybko okazało, zgodnie z przewidywaniami, oberwało się postronnym, a konkretnie Wikipedii.
Poza samym problem internetowej cenzury (zboki naprawdę wiedzą jak ją obchodzić), okazuje się, że jest to naprawdę niezły mechanizm to blokowania wolności słowa, gdyż sekretne są: mechanizm dodawania niebezpiecznych stron, ich aktualna i lista oraz sposób dokonywania korekt. Jak się coś na niej znajdzie, to nie od razu wiadomo, że tam jest, ani też nie wiadomo, jak się stamtąd wydostać. Ale przecież chodzi o dzieci!