Dziś moje domowe stado kotów zmalało do 2 sztuk, gdyż najstarsza starowinka, czyli 16-letnia kotka Mietka dokonała żywota.
I po tym smutnym wstępie, przechodzimy do równie niewesołuch zagadnień związanych z wolnością gospodarczą i wolnością w ogóle. Kotkowi należy się pochówek, choćby jakimś podwarszawskim lesie. Potrzeba jest łopata (szpadel), której ktoś, kto nie ma ogrodu po prostu w domu nie trzyma. Niby nie jest to problem, mieszkam niedaleko 2 hipermaketów budowlanych, więc można by było po drodze do lasu kupić stosowne narzędzie, a potem najwyżej go komuś podarować.
Niestety, kretyni na Wiejskiej, uznali, że to nie konsumenci i sprzedawcy mają decydować kiedy chcą dokonywać dobrowolnych transakcji, ale właśnie to oni – politycy – wiedzą lepiej ode mnie, kiedy będę potrzebował łopaty. Uchwalili więc prawo, które zabrania zabrania nam zaspokojania swoich potrzeb i robienie dobrowolnych interesów z tymi, którzy chcieliby takie potrzeby zaspokoić, w określone dni roku. Dziś właśnie jest taki dzień.
Powodów jest zawsze wiele: Bóg, rodzina, proletariat, ale tak naprawdę, chodzi o to, że mamy czuć, że jesteśmy niewolnikami, że ktoś za nas może decydować o tak wielu sprawach.
Wkurzyłem się. Gdybym był czarownicą, rzuciłbym na nich wszystkich urok. Z korzyścią dla wszystkich pozostałych.