Wpis ten stworzyłem w nowym edytorze/serwisie Writely.com – taki online’owy procesor tekstu udostępniony przez Google.
Pomysł takiego narzędzia niezmiernie mi się podoba, realizacja jest też niezła. No i można nad danym dokumentem pracować w wiele osób, co otwiera nowe możliwości.
Wiem, Google czyta moje dokumenty, archiwzuje i pewnie analizuje je na wiele sposobów – cóż taka jest cena tej wygody. Gorzej, że jakaś przyszła władza może kiedyś wykorzystać to, co piszę sobie w ten sposób (jak i moją pocztę w serwisie GMail). Trudno, trzeba zaryzykować – czasem za poglądy też się cierpi.
Niestety, dodanie wpisu zakończyło się częściowym sukcesem – pojawił się w takiej formie, w jakiej go napisałem, ale tytuł wpisu już nie. Albo coś źle skonfigurowałem, albo serwis ma buga, wszak to wersja beta.