Przy okazji krytki ostatniego wyroku w sprawie procederu zwanego w USA „payola” (chodzi o płacenie rozgłośniom radiowym za granie odpowiednich piosenek), artykuł z witryny LewRockwell.com opowiada ciekawą historię kapeli Greatful Dead. Historia tej grupy pokazuje jasno, że ochrona praw autorskich nie jest konieczna, aby muzycy zarabiali na swojej muzyce niezłą kasę.
Greatful Dead nie mogli zrobić kariery jako grupa sprzedająca wiele płyt (a próbowali, z marnym zresztą sukcesem), gdyż byli marni w studiu, za to znakomici na koncertach. Ich utwory, ze względu na swoją długość nie nadawały się do prezentacji w radiu i z tego powodu nie pomogłaby im nawet „payola”. Postanowili skoncentrować się na tym, co robili najlepiej – koncertowaniu. Aby publika przychodziła na koncerty, zespół postanowił skorzystać z bardzo dobrej metody reklamowania swojej muzyki – rozdawania jej za darmo. Zachęcali do przynoszenia na swoje koncerty sprzętu nagraniowego, rejestrowania przedstawienia i dzielenia się z innymi tymi nagraniami (pod warunkiem, że za darmo). Zbudowali tą metodą ogromną rzeszę fanów, którzy namiętnie chodzili na koncerty i kupowali gadżety związane z kapelą. Przedsięwzięcie cieszyło się takim powodzeniem, że jeszcze nawet na początku lat dziewięćdziesiatych kapela miała 50 milionów dolców rocznych wpływów.
To przykład, że istnieją inne sposoby (modele biznesowe) zarabiania na tym, co obecnie określane jest „właśnością” intelektualną. Trzeba je po prostu wynaleźć i wprowadzić w życie. I skończyć z tyranią „IP”.