W 50-tą rocznicę zrzucenia bomb na Hiroszimę i Nagasaki, warto poruszyć kwestie pewnych mitów związanych z tymi tragicznymi wydarzeniami. Przez wiele lat byliśmy bombardowani rozmaitą propagandą związaną z tymi wydarzeniami, a niezależnie od jej źródła, jak większość propagandy, była ona daleka od prawdy.
Często użycie broni atomowej przedstawia się jako mniej „kosztowną” alternatywę do miltarnej inwazji Japonii i strat z tym związanych. Bomby miały ocalić życie setek tysięcy żołnierzy amerykańskich (mówi się nawet o pół miliona ocalonych). Problem w tym, że przewidywane straty w wypadku inwazji były znacznie niższe, obliczane na maksymalnie 64 tysiące zabity. A na dodatek dowództwo wcale nie miało ochoty takiej inwazji przeprowadzać, bo nie była konieczna, gdyż Japonia skłaniała się do kapitulacji i zrobiłaby to do końca 1945 roku.
Za cios atomowy odpowiedzialna była też polityka bezwarunkowej kapitulacji, która nie pozwalała Amerykanom przyjąć wielu japońskiech ofert wcześniejszej kapitulacji. Japończycy za wszelką cenę chcieli uratować honor Cesarza, cieszącego się tam uwielbieniem i boską czcią. Nie dlatego trzeba było zrzucić im na głowę bomby A, że nie chcieli się poddać, ale dlatego, że chcieli zrobić to po pewnymi warunkami. Idea bezwarunkowej kapitulacji jednak wygrała i Japończycy poczuli na swoim ciele żar atomowego ognia. Politycy mogli zrealizować swe ambicje i kilkaset tysięcy istnień zostało poswięconych dla tego celu. Dołączyli do milionów ofiar rozmaitych rządów.
„Statystyka”, jak mogliby niektórzy powiedzieć.