Właśnie niedawno ukazało się trzecie wydanie książki „Machinery of Freedom” Davida Friedmana. Poprzednie wydania dostępne są za darmo na stronie autora, ale najnowsza wersja dostępna jest na Amazonie w wersji elektronicznej za $3,68, więc nic nie stoi na przeszkodzie, aby ją kupić i przeczytać (oczywiście w oryginale) ma czytniku Kindle, czy innym urządzeniu, na którym działa oprogramowanie Kindle. To bardzo praktyczne dzieło, które na przykładach opisuje jak mogłoby funkcjonować wolnościowe społeczeństwo właśnie w oparciu o mechanizmy wolności, czyli prawa własności.
Na zachętę fragment wstępu w moim tłumaczeniu, który jest przystępną definicją libertarianizmu:
Główną ideą libertarianizmu jest to, że ludzie powinni żyć tak, jak chcą. Całkowicie odrzucamy koncept, że ludzi trzeba siłą chronić przed nimi samymi. Wolnościowe społeczeństwo nie będzie miało zakazów narkotyków, hazardu, pornografii, oraz obowiązkowych pasów w samochodach. Odrzucamy też pomysł, że ludzie posiadają egzekwowalne roszczenia wobec innych, oprócz tego, aby zostawić ich w spokoju. W społeczeństwie libertariańskim nie będzie pomocy społecznej i przymusowych ubezpieczeń społecznych. Ludzie, którzy będą chcieli pomagać innym, będą to robić dobrowolnie, poprzez organizacje charytatywne, zamiast za pomocą pieniędzy odebranych siłą podatnikom. Ludzie, którzy będą chcieli zapewnić sobie utrzymanie na starość, będą robić to poprzez prywatne ubezpieczenia emerytalne.
Ludzie, którzy będą pragnęli żyć w „cnotliwym” społeczeństwie, otoczeni tymi, którzy podzielają ich idee dobrego prowadzenia się, będą mogli swobodnie tworzyć własne społeczności i zawierać wzajemne umowy w taki sposób, aby „grzesznicy” nie mogli z nimi handlować czy wynajmować nieruchomości. Ci, którzy chcą żyć w komunach, będą mogli zakładać własne komuny. Ale nikt nie będzie miał prawa użycia siły do narzucenia swojego stylu życia sąsiadom.
Z tym zgodzi się także wielu, którzy nie nazywają siebie libertarianami
Kłopoty zaczynają się, gdy zaczniemy definiować „zostawić w spokoju”. Żyjemy w skomplikowanym i wzajemnie zależnym społeczeństwie – na każdego z nas oddziałują wydarzenia dziejące się tysiące kilometrów dalej, w których uczestniczą ludzie, o których nigdy nic nie słyszeliśmy. Jak w takim społeczeństwie można w sensowny sposób mówić każdym żyjącym sobie po swojemu?
Odpowiedzią na to jest koncepcja praw własności. Jeśli uznamy, że każda osoba jest właścicielem swego ciała i można przejmować na własność inne rzeczy, które wytworzy, albo otrzyma na własność od innego właściciela, to można przynajmniej formalnie zdefiniować „życie po swojemu” i jego przeciwieństwo „bycie przymuszanym”. Ktoś, kto siłą zabrania mi korzystać z mojej własności w sposób, w jaki chcę, jeśli przy tym nie naruszam jego prawa do używania jego własności, ten stosuje wobec mnie przymus. Ktoś, kto zabrania mi wstrzyknięcia heroiny, stosuje wobec mnie przymus, a ten, kto nie pozwala, aby go zastrzelił, nie stosuje.[…]
To, że taka definicja jest w zgodzie z tym, co ludzie rozumieją pod tymi sformułowaniami – że społeczeństwo libertariańskie będzie wolne – nie jest wcale takie oczywiste. W tym miejscu libertarianie żegnają przyjaciół z lewicy, którzy zgadzają się, że każdy powinien być wolnym i żyć po swojemu, ale twierdzą też, z człowiek głodny nie jest wolny i jego prawo do wolności nakłada na innych obowiązek zapewnienia mu pożywienie, czy im się to podoba czy nie.