Dziś gościnnie tekst z bloga Right to Create, gdzie opublikowany jest po tytułem Are Ideas „Property?” Zapraszam do lektury:
Podczas przesłuchań przed Sądem Najwyższym USA w sprawie eBay kontra MercExchange, Sędzia Scalia zauważył: „Mówimy tutaj o prawie własności i właściciel ma prawo wyłączać innych z prawa do używania swojej własności”.
Ale czy naprawdę mówimy o prawie własności, gdy mówimy o udzielanym przez rząd monopolu obejmującym idee? Tomasz Jefferson z pewnością nie zgodziłby się ze Scalią, ale ja chciałbym wyjaśnić obszerniej dlaczego takie stwierdzenie to absurd.
Niektórzy intelektualiści zdefiniowali „własność” jako „owoce pracy”. Używając tej definicji, idee mogłyby się klasyfikować jako przedmiot własności (o ile zignoruje się efekt 'Eureki’, w przypadku którego pomysły nie są efektem czyjejś pracy). Ale taka definicja nie jest wystarczająca, zarówno z przyczyn historycznych, jak i filozoficznych.
Historycznie, prawa własności pojawiają się jedynie w obecności niedoboru i konfliktu. Na przykład, w czasach naszych łowiecko-zbierackich przodków nie istniał koncept ziemi jaka przedmiotu własności. Było tak głównie z tego powodu, że ziemia nie była w niedoborze i było niewiele sporów w jej użytkowaniu. Gdy populacje się powiększały, różne grupy spierały się w kwestiach najlepszych terenów łowieckich, więc pojawiły się konflikty na tle niedoborów – ale konflikty te miały charakter komunalny i rozwiązywano je poprzez wojny plemienne i inne formy przemocy. Koncepcja działek ziemi posiadanych przez jednostki nie istniała aż do pojawienia się rolnictwa, które wprowadziło nowy rodzaj niedoboru i konfliktu: konkurencję do najżyźniejszych działek ziemi. Podobnie było z innymi rodzajami własności w historii: niedobór i konflikt odgrywają kluczową rolę w definiowaniu praw własności.
Naturalnie to rozszerzając, gdy nie ma niedoboru określonego zasobu, to nie może być konfliktu w kwestii jego użycia. A skoro nie ma konfliktu, nie są konieczne prawa własności do tego zasobu. W czasach pre-industrialnych nie było żadnych wojen o własność powietrza, którym oddychamy i nie trzeba było tworzyć żadnych praw regulujących własność powietrza. A to z powodu tego, że powietrze było kiedyś uważanie za niemalże nieskończony zasób.
Czy istnieje niedobór idei? Czy fakt, że kiedyś wymyśliłem i wynalazłem metodę składania papieru w kształt orzeszka ziemnego w jakiś sposób powoduje, że nie możesz pomyśleć o takiej samej (albo bardzo podobnej) idei? Oczywiście, że nie. Pomysły nie są wyłączne, nie ma niedoboru i nie pojawia się naturalny konflikt w ich użyciu. Tylko wtedy, gdy rządy nadają prawa wyłączne do użycia pomysłu (poprzez patenty), pojawiają się takowe konflikty, tylko przez regulacje rządowe może pojawić się niedobór idei. Idee nie są przedmiotem własności.
Ale co gorsze, monopol idei wprowadza metodę, w której zupełnie niepołączone jednostki w magiczny sposób wpływają wzajemnie na swoje prawdziwe prawa własności. Jeśli bym otrzymał patent na moją hipotetyczną metodę składania papieru w kształt orzeszka, miałbym prawną władzę ograniczyć twoje możliwości składania twojego papieru, twymi rękami, twą pracą, w opatentowany kształt orzeszka. Moje prawo „własności” przyznane przez rząd w formie patentu na papierowego orzeszka dotyczące niematerialnego pomysłu narusza twe naturalne, fizyczne prawo własności do twych rąk, twej energii i twego, całkiem materialnego, papieru. Taki konflikt pomiędzy wyimaginowaną własnością do idei, a prawdziwą, fizyczną własnością jest nieunikniony, a co czyni go jeszcze gorszym, to fakt, że mój monopol na pomysł rozciąga się nie tylko na ciebie, ale na każdą, pojedynczą, żywą duszę, która może być przedmiotem egzekucji patentowego reżimu.
Tak, Sedzio Scalia, mówimy tutaj o prawie własności: mówimy o prawie jednostki do tworzenia przy użyciu swojej własności w dowolny sposób, w jaki uzna za stosowne, jak chce tego natura. Mówimy o rządzie, który nierozsądnie narusza to istotne prawo naturalne. Mówimy też o tym, jaki to marny interes dla wynalazców, konsumentów, biznesu i społeczeństwa jako całości.
(Więcej na ten temat pisze Stephan Kinsella w Przeciw Własności Intelektualnej)