Kategorie
Infoanarchizm

Kto posiada drukarki?

Jak wiadomo, producenci drukarek atramentowych posługują się modelem biznesowym pochodzący od producentów golarek – sprzedawać golarki tanio, zarabiać na ostrzach. Tyle, że zamiast ostrzy mamy wkłady z atramentem, w których sam atrament jest droższy od nalepszego szampana czy wykwitnych perfum. Kupujemy drukarkę tanio, ale szybko okazuje się, że musimy dokupić do niej komplet wkładów z atramentem, które bywają droższe od samej drukarki. Oczywiście cena samego wkładu nie ma uzasadnienia w faktycznych kosztach jego produkcji, czego dowodzą producenci ekwiwalentnych kartridży, systemów uzupełniania, czy też firmy oferujące usługę ich napełniania – to jedynie efekt takiej, a nie innej strategii handlowej. Ludzie nie są głupi i dość szybko orientują się, że nabija się ich w butelkę (a właściwie w kartridż) z atramentem. No i nic dziwnego, że producenci drukarek robią, co się da, aby zapobiec procederowi taniego uzupełniania atramentu – często wyposażając kartridże w specjalne elementy elektroniczne nie pozwalające na użycie regenerowanego wkładu, oczywiście w trosce o „interes klienta”. To oczywiście nie jest specjalna przeszkoda, takie elektroniczne „zabezpieczenia” można obejść.

Lexmark, jeden z producentów stosujących takie triki, próbował użyć kontrowersyjnej ustawy DMCA do zablokowania możliwości obchodzenia swoich zabezpieczeń. Nie udało się, bo to naprawdę było już mocne naciągnięcie przepisów tej ustawy, co dodatkowo pokazało, jak niebezpieczna są tego typu regulacje. Lexmark nie zrezygnował i spróbował podejść do problemu z innej strony prawa chroniącego „własność” intelektualną, czyli od strony patentów. I tym razem próba zakończyła się sukcesem, niestety.

Jeden z amerykańskich sądów, w, moim zdaniem, dość absurdalnym werdykcie orzekł, że jeżeli pewien objęty patentem produkt (w tym wypadku wkład do drukarki) zostaje oznaczony jako przeznaczony „do jednokrotnego użycia”, to otwarcie jego pudełka oznacza zaakceptowanie specyficznego „kontraktu”, który obowiązuje właściciela zarówno drukarki jak i wkładu. Kontrakt ów zmusza właściciela owych dwóch materialnych dóbr do działania zgodnego z życzeniem właściciela patentu. Oczywiście w tym wypadku działanie owo oznacza powstrzymanie się od ponownego wykorzystania owego kartridża. Jeśli przekażemy go do napełnienia, gwałcimy patent. Oczywiście Lexmark nie będzie atakował poszczególnych ludzi, ale taki wyrok umożliwia mu skuteczne atakowanie firm oferujących ponownie napełnione wkłady, systemy ich napełniania, czy świadczące stosowne usługi, pod pretekstem zachęcania i umożliwiania naruszania patentów.

Kupując drukarkę Lexmarka wcale nie stajesz się jej właścicielem – to Lexmark ma prawo decydować, jak będziesz jej używał. Do tego prowadzi uznanie istnienia „własności” intelektualnej – do erozji własności normalnej.