Na życzenie komentuję następującą wiadomość. Będzie trochę komputerowego slangu, ale trudno, może sobie czytelnicy poradzą – takie ćwiczenie intelektualne.
Po pierwsze, z newsa trudno wykoncypować, co tak naprawdę zrobił ten „złoczyńca”. Mówi się w notce „o kradzieży” trudno dostępnych przedmiotów. Nie bardzo rozumiem, jak można coś w grze ukraść, a już szczególnie jak można ukraść wirtualny przedmiot. Niech będzie, że używał on tzw. expoitów do zdobywania pewnych, trudno dostępnych przedmiotów w grze. I potem je sprzedawał. Dyskusyjna jest kwestia takiego „przestępstwa”, bo przecież obie strony były z transakcji zadowolone. Kupujący otrzymywał coś, co było trudne do zdobycia w grze, a sprzedający przecież się tego pozbywał – transakcja jak w realu. Nie widzę ofiary. Jeśli problem polegał na zdobyciu przedmiotu, to właściciel gry też niewiele stracił, bo transakcja dotyczyła przedmiotu, który w grze i tak istniał. Nie bardzo rozumiem, dlaczego nazywa się sprzedającego „oszustem”? Powinno być chyba „spryciarzem”.
Oczywiście istnieje kwestia złamania umowy pomiędzy organizatorem gry, a jej uczestnikiem, gdyż umowa taka zazwyczaj zabrania używania exploitów i botów. Niemniej jednak jedyną dopuszczalna kara za złamanie umowy powinno być zabanowanie niesfornego usera i po sprawie. No i oczywiście trzeba potem połatać program, aby nie pozwalał na podobne wybryki. Na dobrą sprawę, to pozostali użytkownicy powinni składać w takim wypadku pozew zbiorowy, gdyż oprogramowanie pozwala na oszukiwanie w grze – niestety, pewnie EULA nie pozwala na to.
Dla ciekawych – na dalekim wschodzie organizuje się całe „sweatshopy” poświęcone zarabianiu w grach typu massive multiplayer. Zagony komputerów ze specjalnymi skryptami pracują dla sprytnych graczy poszukując wirtualnych skarbów, zdobywając nowe doświadczenia dla grających postaci, a nad całością czuwa jakiś nieszczęśnik, który ma interweniować, gdy właściciele gry sprawdzają, czy mają do czynienia z człowiekiem, a nie automatem. I znów, to twórcy gry są winni, że można tak robić, a nie użytkownicy, którzy wykorzystują słabości systemu.
Angażowanie policji w takie sprawy pokazuje, że zamordyzm zwolenników „własności intelektualnej” wciąż się nasila, skoro angażują policje wielu krajów do tak błahej przecież sprawy.