Kątem oka śledzę serwisy informacyjne, a tam oprócz trzęsienia na Haiti mamy awanturę o Camerimage. Na początku nie bardzo interesowałem się, o co dokładnie chodzi, ale okazało się, że chodzi, jak zwykle, o kasę. Całkiem niebagatelną, bo o 500 milionów złociszy. Jest się o co pożołądkować, no nie?
Te pół miliarda złotych mieliby wyłożyć mieszkańcy Łodzi oraz inni podatnicy (być może z też Unii), tylko po to, aby gromada artystów miała gdzie się dorocznie festiwalować, a organizatorzy mieli gdzie spędzać pozostały czas roku przez kolejne dwie dekady. W zamian za ładny budynek i sławę, którą miałaby się dzięki festiwalowi corocznie na całym świecie okrywać Łódź.
Oczywiście, nie wiem, co przyświecało radnym SLD i PO, że odrzucili wniosek o przewalenie tej fury pieniędzy, bo przecież są to partie, które wcale się nie wzdrygają przy wydawaniu nie swoich pieniędzy. Zresztą, jak wszystkie obecnie działające partie mają to we krwi i w politycznym programie. Może okazało się, że na ma w tym biznesie nic dla nich, żadnych posad, żadnych innych konfitur? A prezydent miasta Kropownicki aż się z tego powodu rozchorował, bo chciał sobie podreperować za te pół miliarda z nieswojej kieszeni nadwątlony własny pijar.
Z drugiej strony, skoro Camerimage to taki prestiżowy i ceniony event, to dlaczego nie znajdzie się paru prywatnych inwestorów, którzy zbudują mu siedzibę? Jak widać, nie ma za wielu chętnych do wydania tej kasy, aby zapewnić komuś dobrą zabawę. Owszem, artyści i operatorzy są zbulwersowani brakiem spolegliwości radnych, ale jakoś nie widzę, aby prowadzili jakąś zrzutkę wśród swoich znajomych w Hollywood. Wiadomo, tamci umieją liczyć, mają to w genach. Może to i prestiż i renoma, ale chyba jednak nie aż tak cenna. Bo TANSTAAFL.
A za 500 milionów, jeśli już trzeba je ukraść podatnikom i wydać, to można trochę innych rzeczy pobudować, które posłużyłby znacznie większej liczbie łodzian. Coś pożyteczniejszego, jak drogi i mosty, które docenić może każdy, i z których każdy może skorzystać. Bo sława przynosi korzyść jedynie nielicznym.
A o festiwal się nie martwię – podobno już zgłosili się chętni z innych miast, aby wydać kilkaset milionów nie swoich pieniędzy i „zasłużyć” się dla kultury.