Larry Niven popełnił czwarty tom cyklu Ringwold (Pierścień) pod tytułem „Ringworld’s Children”. O ile pierwsze dwa tomy bardzo mi się podobały, a trzeci znacznie rozczarował, szczególnie z powodu nadmiernego koncentrowania się autora (i bohaterów) na uprawianiu międzygatunkowych stosunków seksualnych, to czwarty tom za to wcale nie jest lepszy.
Odmłodzony Louis Wu i ekipa, ograniczona praktycznie do towarzyszącego mu Kzina przez jakieś 2/3 tomu sprawia wrażenie widzów niesamowicie szybkich wydarzeń, których motorem są Protektorzy broniący Pierścienia przed zagładą, tym razem z rąk rywalizujących o niego cywilizacji, w tym ziemskiej. Jak się należy domyślać, jakoś dają sobie radę.
Co do rozczarowania, to głównie brakuje tego, co podobało mi się w poprzednich tomach najbardziej – eksploracji fantastycznego świata. Niech już będzie ten seks pomiędzy hominidami różnych gatunków, ale przynajmniej niech poznamy trochę nowych miejsc i mieszkańców. A tutaj praktycznie nic. Dopiero w finalnej 1/3, gdy Louis Wu bierze trochę sprawy w swoje ręce, poznajemy trochę nowych lokacji i książka przestaje być dość lakoniczną relacją z tego, co wyprawiają superszybcy, supersilni i superinteligetni Protektorzy.
Nie jest to, niestety, powrót do formy pierwszych tomów, na co w duchu liczyłem.