W dyskusjach o dostępie do broni palnej często pada argument, że przecież mamy policję, która ma nas bronić przed bandytami. Oni ponoć są wyszkoleni, no i wyposażeni w odpowiednie narzędzia do tego celu. Te same narzędzia, które w rękach przeciętnego obywatela stają się niebezpieczne i nieskuteczne. Obywatel powinien oddać bandycie to, czego on żąda, ewentualnie uciec, no jak już wszystko zawiedzie, to jakoś tam się bronić, byle nie przekroczyć granic obrony koniecznej.
Ci, którzy twierdzą, że państwowi urzędnicy są odpowiednim rozwiązaniem w przypadku zagrożenia mienia, zdrowia i życia, chyba nigdy nie mieli do czynienia z Policją Państwową. Każdy z nas, kto próbował skorzystać z ich „usług” raczej nie był zachwycony szybkością reakcji, o ile w ogóle udało mu się dodzwonić i zainteresować policję swoim problemem. Ja sam kiedyś, razem z pewnie kilkoma okolicznymi mieszkańcami, wzywałem policję do awantury domowej, gdzie pijane towarzystwo okładało się na ulicy oraz demolowało okoliczne nieruchomości. Po kilkunastu minutach pojawił się patrol, który nieśpiesznie zabrał się za rozładowywanie sytuacji i wspieranie interweniującej wcześniej ekipy pogotowia. Gdyby skłócone towarzystwo miało poważniejsze zamiary wobec siebie, byłoby o wiele za późno na interwencję. Rozumiem, że pijacka awantura po nocy raczej nie ekscytuje policjantów, niemniej jednak oczekujemy raczej sprawniejszej reakcji w sytuacji, gdy zdecydujemy się zawrócić im głowę.
Co gorsza, nierzadko tak jest, że telefon na policję z prośbą o interwencję, albo gorzej, z wołaniem o ratunek, w ogóle do nich nie dotrze. Jak przekonał się Olgierd Rudak na podstawie oficjalnych informacji otrzymanych z policji, bywa że aż 30% telefonów na numer alarmowy pozostaje bez odpowiedzi. Po prostu czasem (w 1/3 przypadków) nie udaje się komuś, kto potrzebuje pomocy i to niekoniecznie w celu rozdzielenia okładających się pijaczków w ogóle dodzwonić na policję. O czasie i skuteczności interwencji nawet nie mówiąc.
Musimy pamiętać, że przestępcy działają zawsze tam, gdzie policji nie ma. To jest podstawowa zasada. Podobnie jak szaleńcy z bronią, którzy zazwyczaj za cel masowych strzelanin wybierają sobie takie miejsca, gdzie będą pewni bezbronnych ofiar. I niezależnie czy mamy do czynienia z pospolitym bandytą, czy kimś ogarniętym morderczym szałem, to zawsze jesteśmy swoją pierwszą i najczęściej jedyną linią obrony. Policja może pojawić się później i ważne jest, aby nie przybywała zapakować nas w worek i obfotografować miejsce zbrodni.
Dobrze byłoby więc mieć do obrony stosowne narzędzia. Ja bym zadowolił się jakimś Glockiem.