Kategorie
Infoanarchizm

Tomasz Teluk uderza ponownie

Uderza ponownie w nas, przeciwników jemu umiłowanej „własności intelektualnej”. W „Opcji na prawo” ukazał się jego artykuł, którego fragment dostępny jest online. Nie wiem, jak reszta tego artykułu, ale to, co jest powszechnie dostępne, nie jest za dobre.

Po pierwsze, autor sięga po „argument” wyjątkowo niskich lotów, a w zasadzie quasi-argument, bo nie ma on specjalnej mocy i treści merytorycznej. Oto przeciwnicy własności intelektualnej ogólnie, czy patentów na oprogramowania w szczególności, to tacy lepperzy świata nowych technologii, lewica i wrogowie kapitalizmu. Jak nie podoba ci się koncepcja patentowania oprogramowania, czy copyrightów, toś lewak i wstydź się. Nieważne, co stoi za twoim poglądem na tę sprawę – stoisz w jednym szeregu z anty i alterglobalistami, lewicowymi anarchistami, socjalistami, Lepperem i nie masz pojęcia, o co w kapitalizmie chodzi. Ach, byłbym przeoczył – jesteś także podejrzany o przynależność do satanistów i opętanych. Tak, kwestionujesz „własność intelektualną” – jesteś niespełna rozumu!

Cóż, w zasadzie widząc taki rodzaj argumentacji, można dać sobie spokój z polemiką. Ale skoro uderzyło się w stół, to niech się nożyce odezwą.

Tomasz Teluk lubi się wypowiadać się w sprawach, które zna pobieżnie. Trudno go na tym złapać, bo tematy porusza poważne, a pisze zgrabnie i z pozornym znawstwem. Niestety, teraz zabrał się za temat, o którym mam niejakie pojęcie, czyli patenty na oprogramowanie.

Śpieszę mu donieść, że patenty na oprogramowanie nie są ostoją prężnego kapitalizmu, jak sugeruje w swoim tekście. Argument jest bardzo prosty – jak dotąd, kapitalizm doskonale się obywał bez tych patentów, przynajmniej w Europie, więc najwyraźniej nie są one potrzebne do prężnego rozwoju. Obecne zabiegi związane z ich wprowadzeniem mają jedynie na celu zwiększenie monopolistycznych uprawnień wielkich korporacji oraz ułatwienie im walki z konkurencją. Dodatkowym argumentem za brakiem konieczności takowych patentów, są próby, nierzadko skuteczne, patentowania trywialnych, oczywistych, znanych i używanych od lat rozwiązań programistycznych, co nie ma żadnego związku z koniecznością ochrony jakiejkolwiek innowacyjności – chodzi jedynie o gnębienie konkurentów.

Mniejsza o to, jakie cele przyświecały polskim europarlamentarzystom podczas blokowania inicjatywy wprowadzającej patenty na oprogramowanie – zrobili słusznie blokując możliwość obejmowania monopolem kolejnych dziedzin ludzkiej działalności. Zapewne większość z nich miała ku temu swoje lewicowe powody, ale i tak zrobili krok we właściwym kierunku.

A co do „dzikiego patentowania”, to jest ono po prostu faktem, który nie ma nic wspólnego z lewicową krytyką „dzikiego kapitalizmu” – wystarczy spojrzeć, co już opatentowano, aby wiedzieć, że w olbrzymiej części są to patenty na rzeczy oczywiste, które mają na celu zagrabienie dla posiadacza patentu części tego, co już należy do wszystkich.

Bardzo trudno będzie przekonać przeciwników patentów na oprogramowanie, czy patentów ogólnie, że ich istnienie, czy możliwość opatentowania wszystkich opatentowanych odkryć były niezbędne do postępu w dowolnej dziedzinie nowoczesnej techniki. Wprost przeciwnie, głównie można zaobserwować działanie patentów w likwidacji konkurencji i blokowaniu alternatywnych rozwiązań – coś, co wydaje mi się sprzeczne z duchem kapitalizmu.

Nieprawdą jest stwierdzenie, że patenty nie utrudniają wprowadzania innowacji, co twierdzi Tomasz Teluk. Sednem ich działania jest wykluczanie innych z możliwości udoskonalanie opatentowanego rozwiązania. Sam posiadacz patentu (pragnę tu przypomnieć, że to nie to samo, co wynalazca) nie ma żadnej motywacji do usprawniania rozwiązania, na który ma zapewniony monopol – bo i po co? Na dodatek, wiele sytuacji z życia programistów wykazuje, że patenty skutecznie uniemożliwiają ulepszanie istniejących i opatentowanych rozwiązań oraz eliminują możliwość produkowania kompatybilnych rozwiązań.

Kraje trzeciego świata nie dlatego są biedne, bo tam nie ma „własności intelektualnej”, ale dlatego, że tam jest komuna. W Polsce „własność intelektualną” się chroni, a jakoś nie wydaje mi się, abyśmy byli w czołówce potęg gospodarczych świata. To nie przeciwnicy „własności intelektualnej” odpowiadają za stan naszej gospodarki, ale socjalizm w niej panujący. Wydaje mi się, że nie należy tych rzeczy łączyć, bo nie ma między nimi korelacji (jeszcze trudniejsze słowo – ach, czy nie dopuściłem się „kradzieży” „własności intelektualnej” ze znakomitej reklamy Plusa?).

Jako poputczik (musiałem poszukać Googlem, kto zacz, bo nie posługuję się słowem pisanym tak zgrabnie, jak TT) wolnego oprogramowania może kiedyś indziej podyskutuję z dalszymi tezami tego artykułu, jak będzie go więcej online. Autor wysłał chyba w niej swą ciężką kawalerię (Szturmowców Imperium, dla młodszych czytelników) na wolne oprogramowanie. Coś mi się wydaje, że znów postanowił wypowiedzieć się w kwestiach, w których nie orientuje się najlepiej. Co dziwne, bo uchodzi za specjalistę branży IT.

Ja rozumiem, że Tomasz Teluk jest dziennikarzem i pisarzem, więc żyje z pisania. Nic w tym złego, ale dobrze byłoby, gdyby pisał rzeczowo i na temat. Chyba że w jego sytuacji lepiej jednak pisać dużo i wszędzie, bo ów wolumen przekłada się na konkretną kasę, niemniej jednak apeluję o odrobinę rozsądku w tej radosnej twórczości. I o rzeczowe argumenty.