Skoro już dziś poruszony został temat homoseksualistów (we wpisie Hoppe zwyciężył), to pójdę za ciosem. Homosie twierdzą, że są dyskryminowani, gdyż nie mogą zawierać małżeństw. W tej sytuacji warto zwrócić uwagę na świetny artykuł Orsona Scott Carda (tak, tego pisarza SF, po publikacji wzmiankowanego artykułu zwanego dodatkowo „homofobem”).
Otóż instytucja małżeństwa od zawsze była i jest otwarta jest dla każdego/ej homosekualisty/tki. Warunkiem jedynie jest, aby zawrzeć ją z przedstawicielem innej płci, bo taka jest istota i znaczenie słowa małżeństwo. Pod tym względem homoseksualiści są dyskryminowani w taki sami sposób, jak wszyscy inni – łysi, brzydcy, piękni i bogaci – jeśli chcą zawrzeć małżeństwo, muszą znaleźć sobie przedstawiciela płci przeciwnej, który wyrazi podobną chęć.
Homoseksualistom wcale nie chodzi o równouprawnienie (jak zwykle, zresztą, podobnie jak zazwyczaj feministkom) , ale o specjalny przywilej. Chcą, aby przedefiniować znaczenie słowa (i instytucji) małżeństwa wedle ich uznania, tak, jak im pasuje. Cała ta walka o tolerancję jest niczym innym, jak walką o specjalne przywileje. Przywileje, które w dalszej perspektywie przyniosą homoseksualistom więcej strat niż korzyści.