Wielka Brytania, pod naciskiem USA i Francji, planuje wprowadzić u siebie prawo nakazujące dostawcom internetowym odłączanie od internetu tych, którzy zostaną „oskarżeni” o nielegalne dziele się plikami zawierającymi chronione prawem autorskim utwory. Za pierwszy razem idzie mejlowe ostrzeżenie, za drugim chwilowe zawieszenie dostępu, a za trzecim – gol – zerwanie umowy o świadczenie usług.
To oczywiście marzenie organizacji reprezentujących największych dostawców rozmaitej treści (muzyki, filmów, itp.), który w ten sposób zamierzają rozprawić się z piractwem. Dostawcy internetowi na razie nie palą się do dobrowolnej współpracy ze stosownymi organizacjami, co wcale nie dziwi, gdyż nie jest to działanie w interesie ich klientów, a tym samym w ich własnym. Stąd właśnie pomysł rządowego przymusu – odłączanie piratów ma być obligatoryjne.
Oczywiście, nawet jeśli komuś podoba się taka koncepcja, to rodzi ona wiele wątpliwości. Kto będzie wydawał „wyroki” i na jakich zasadach? Czy będzie można się od nich jakkolwiek odwołać?
Co z „chilling effect”, czyli ograniczeniem swobodnego korzystania z otwartych bezprzewodowych punktów dostępowych WiFi? Ludzie zamiast cieszyć się ze swobody jaką daje bezprzewodowy dostęp do internetu, będą napotykali jedynie zamknięte sieci bezprzewodowe, zablokowane w obawie przed ponoszeniem konsekwencji za kogoś, kto może się podłączyć i wymienić się nielegalnym plikiem.
Zdecydowanie nie chcemy, aby internet zamieniał się w poletko kontrolowane przez kartele medialne.