Kategorie
Infoanarchizm

Żałosne próby okiełznania bestii

Zwolennicy istnienia sztucznego tworu zwanego „własnością intelektualną” są święcie przekonani, że uda im się pokonać rozwój techniki i zapanować nad dżinem wypuszczonym z butelki (wiem, wiem, powtarzam się, ale to jest jest doskonała metafora). Są przekonani, że gdy uchwalą nowe, bardziej restrykcyjne prawo autorskie, gdy powsadzają do więzień trochę luda i zainfekują komputery oprogramowaniem, które przejmie nad nimi kontrolę pozbawiając jej prawowitych właścicieli, gdy skutecznie zacznie panować IP Gestapo, to problem cudownie zniknie. Dżin wskoczy do butelki.

To naprawdę żałosne. Zaprzęgnięcie państwa, z jego niewydolnym wymiarem sprawiedliwości, policją i podobnymi organizacjami, jedynie zapewnia, że proces zmagania się, owego wyścigu z nowoczesną techniką, z góry skazany jest na przegraną. Jak Wojna z Narkotykami. To im się nie uda, i naprawdę lepiej, aby sobie to uzmysłowili jak najszybciej. Wtedy może klęska będzie mniej dotkliwa, a straty mniejsze.

Wątpliwy sukces odniesiony podczas procesu serwisu Grokster ani na sekundę nie zaszkodził masowemu i niczym nie ograniczonemu korzystaniu z sieci zgodnie z jej przeznaczeniem – czyli do wymiany danych. Owszem, pewnie jakaś drobna część mniej kumatych użytkowników poczuła się zagubiona, gdy Grokster przestał funkcjonować, ale dla wielu był to bodziec do zainteresowania się innymi, znacznie efektywniejszymi metodami wymiany plików. Wyrok z pewnością przyczynił się do zwiększenia technicznej świadomości wielu ludzi, czyli stała się, w gruncie rzeczy, rzeczy pozytywna. Każdy taki „cios” w społeczność i technologie wymiany plików powoduje, że użytkownicy uczą się nowych, skuteczniejszych metod. A programiści zostają zachęceni do wymyślania, nowych, jeszcze lepszych technologii.

Obawiam się, że skutki są zupełnie odwrotne od zamierzonych. Każdy zamknięty tracker torrentowy oznacza powstanie nowych, lepszych i efektywniejszych serwisów. To bodziec do udoskonalania protokołu, aby mógł obywać się bez pośrednictwa trackerów. Atak na jedną technologię oznacza zachętę do wynalezienie innej.

Dziś dowiedziałem się, że jakiś sprytny człowiek wymyślił, jak wykorzystać Google Mail do wymiany plików. I słusznie, po co mają się te 2 gigabajtowe skrzynki marnować, skoro można je wykorzystać do składowania i przemieszczania plików. Owszem, Google może jakoś zacząć zwalczać ten problem, ale jak go zwalczy, ktoś znajdzie inne, jeszcze ciekawsze rozwiązanie, którego nikt się nie spodziewał. A to jedynie przykład, że postępu w tej dziedzinie nie da się tak łatwo zatrzymać. I przykład, że inwencja ludzka nie zna granic.

A co do terminu „IP gestapo”, którego będę teraz używał coraz częściej, to nie jest to bynajmniej przesada. Zmiany legislacyjne idą w kierunku dalszej i ostrzejszej penalizacji naruszania praw autorskich, także poprzez zamykanie ludzi w więzieniach. Tak, w tych oświeconych czasach idzie się do kicia za posiadanie pewnych substancji, a wkrótce za przesyłanie danych. A potem co, łapanki na ulicach? Obozy koncentracyjne dla ludzi wymieniających się przebojami Britney Spears? Co, niemożliwe, bo brzmi niedorzecznie? Nie byłbym taki pewien. Można wsadzać za negowania Holocaustu, można i za dzielenie się plikami MP3. To jedynie kwestia odpowiedniej propagandy.