„Moniority Report” (Raport mniejszości), to historia fantastyczna, w której specjalny oddział policji (Precrime Unit) aresztuje przestępców – morderców – zanim popełnią oni swoją zbrodnię. Jest to możliwe dzięki grupce jasnowidzów, których wizje przyszłych zdarzeń są materiałem „dowodowym” nie popełnionej jeszcze zbrodni. Taka prewencja idealna – marzenie każdego stróża prawa. O dowodach, procesie, wątpliwościach na korzyść oskarżonego, itp. komplikacjach nie ma mowy. To z grubsza zalążek fabuły, reszta to efekty „luk” w systemie.
Ale nie o tym chciałem napisać. Bez wątpienia, każdy wie, że to historia fantastyczna – nie mamy ani takich jasnowidzów, ani też technologii pozyskiwania i wykorzystywania ich wizji. Niemniej jednak, nie oznacza to, że podobna prewencja nie ma miejsca już obecnie, w naszym realnym życiu. Oczywiście, że jest, a uświadomił mi to Lew Rockwell, gdy przeczytałem jego arykuł, w którym domaga się likwidacji penalizacji prowadzenia pojazdów pod tzw. wpływem alkoholu.
Tutaj disklajmer – nie jeżdżę pod wpływem alkoholu – taką mam zasadę. Bardzo często, po sporej imprezie, nie jeżdżę także na drugi dzień. Nie chcę wyjść na takiego, kto propaguje jazdę na bani, ale też nie uchylam się od dyskusji na tematy „drażliwe”. A co do samej kwestii zakazu jazdy pod wpływem alkoholu mam sporo wątpliwości.
LR pisze:
Co tak dokładnie karamy? Nie złą jazdę. Nie uszkodzenie własności. Nie odebranie życia czy stwarzanie zagrożenia. Przestępstwem jest posiadanie nieodpowiedniej substancji we krwi. Tak naprawdę, możliwym jest posiadanie tej substancji we krwi, nawet podczas prowadzenia pojazdu, i nie popełnienie niczego, co tradycyjnie nazywane jest przestępstwem.
Co się stało, że pozwoliliśmy rządowi karać za skład naszej krwi zamiast za czyny? Daliśmy mu władzę stosowania prawa arbitralnie, kapryśnie i na bazie osądu policjantów i ich techników. W samej rzeczy, bez rządowego alkomatu, nie ma sposobu, abyśmy byli pewni, że nie łamiemy prawa.
Pewnie, możemy sobie wykonać pewne nieformalne obliczenia w głowie, na bazie naszej wagi i ilości alkoholu spożytego w określonym czasie. Jednak będą to wciąż jedynie szacunki. Będziemy musieli poczekać, aż rząd zrobi nam test, który powie czy jesteśmy przestępcami. Tak nie powinno działać prawo. Naprawdę, to jest forma tyranii.
Właśnie – to jest kwestia, która mnie irytuje najbardziej. O ile nie jeżdżę po wypiciu alkoholu, to nigdy nie mam pewności, że nie mam tego alkoholu we krwi po 12, czy 15 godzinach po spożyciu. Dopóki nie zatrzyma mnie patrol i nie każe podmuchać w maszynę, to nawet nie wiem, że jestem przestępcą. Nie wie o tym pewnie spora część z tysięcy kierowców zatrzymywanych corocznie podczas tzw. rutynowych kontroli. Dopiero wtedy dowiadują się, że jednak mają we krwi ponad 0,02% alkoholu (ten limit jest naprawdę przerażająco niski) i stają się przestępcami. Nie dlatego, że zrobili coś złego, najczęściej nie popełnili nawet wykroczenia (poza posiadaniem czegoś tam we krwi).
Podobnie jak rozmawiający przez komórkę podczas jazdy, tak ci, którzy mają we krwi alkohol ponad pewien, arbitralnie ustalony limit (różny, w różnych krajach) – zostają oni zatrzymani przez coś w rodzaju „Precrime Unit” i prewencyjnie ukarani, za potencjalną możliwość popełnienia przestępstwa. Jak w starym dowcipie – niedługo zaczną zamykać facetów, bo mają sprzęt do gwałcenia.
UZUPEŁNIENIE: Opierając się na danych z tego tekstu, nietrzeźwi spowodowali w 2003 roku 11,4% wypadków. Oznacza to, że trzeźwi kierowcy są odpowiedzialni za 88,7% wypadków, czyli stwarzają ośmiokrotnie większe zagrożenie w ruchu drogowym. Jeśli stwarzanie zagrożenia jest podstawą do karania ludzi, którzy mają we krwi powyżej 0,02% alkoholu, to wypadałoby coś zrobić z tymi, którzy mają go mniej albo wcale. Oczywiście stosunek ten zmieniłby się, gdyby wolno było jeździć na bani, ale póki co, argumentacja o „stwarzaniu zagrożenia” nie znajduje poparcia przynajmniej w statystykach.